Dla nikogo nie będzie niespodzianką, jeśli ten wpis zacznę do krótkiego stwierdzenia, że rok 2020 był wyjątkowo trudnym rokiem dla nas wszystkich. Niektórym wywrócił życie do góry nogami. Sprawił, że straciliśmy kontakt z wieloma osobami, czasami nawet bezpowrotnie. Myślę, że każdy w ciągu minionych miesięcy wiele razy robił sobie takie małe podsumowania w głowie i być może nawet przewartościowywał to, co do tej pory było dla niego pewne bądź stałe.
Mi chyba najbardziej utkwił w pamięci moment, w którym wszyscy zaczęliśmy robić mniejsze lub większe zapasy żywności i oczywiście papieru toaletowego. Niektóre puszki z marca zostały ze mną po dziś dzień…
Wiele osób zrezygnowało z wycieczek zagranicznych na rzecz wyjazdów do pobliskich miejscowości w obrębie kraju.
Z osobistych wojaży pozytywnie wspominam wyjazd do Kielc i zachwyt wywołany jednym z najstarszych drzew w Polsce, jakim jest Dąb Bartek.
Nie mogło zabraknąć sentymentalnego wyjazdu do Zamościa, mojego rodzinnego miasta. Zamość nie zmienia się za bardzo i za każdym razem, kiedy go odwiedzam odnoszę wrażenie, że uległ pewnego rodzaju zamrożeniu i uparcie nie chce ruszyć z miejsca.
Czy wy też nawróciliście się na spacery do parku? Piszę nawróciliście, bo sama przed pandemią nie doceniałam w pełni piękna warszawskich parków i dopiero wiosna 2020 uświadomiła mi, jak ważne jest swobodne wyjście z domu na spacer.
Kiedy w lutym leciałam do Włoch, oczywiście w mediach huczało od wiadomości związanych z koronawirusem i niektórzy pytali się mnie, czy aby na pewno przemyślałam dobrze decyzje o wyjeździe. Zazwyczaj odpowiadałam gorzko, że na coś trzeba umrzeć i zupełnie nie spodziewałam się tego, co dopiero miało się wydarzyć. Więc teraz kajam się sama przed sobą w myślach, że jak zwykle gadam głupoty bez opamiętania, nie bacząc na konsekwencje tych słowotoków. W samej Italii było już widać pierwsze oznaki przestrachu i paniki, miasta pustoszały zupełnie tak, jak półki z artykułami spożywczymi w sklepach. Znajomi, którzy prowadzą kawiarnie skarżyli się na podwyżki opłat przez miasto i brak klientów. Już wtedy co niektórzy rozważali plan awaryjny związany z zamknięciem prosperujących przez dziesięciolecia interesów rodzinnych.
Pandemiczne wakacje.
Nie inaczej, w środku pandemii, wśród mniej i bardziej spanikowanych pasażerów linii Wizzair poleciałam przeżyć włoskie wakacje. Trochę pandemiczne, trochę nie, bo choć w środkach komunikacji masowej policja biega za każdym uchylającym się przed obowiązkiem noszenia maseczki obywatelem, to na plaży takie zasady już nie obowiązywały. I nie wiem, ile w tym wszystkim sensu i logiki, ale można było choć na chwilę zapomnieć o tym, co się dzieje ze światem “na zewnątrz”.
Na koniec wyjazdu zawsze zostawiam sobie odrobinę czasu na szwendanie się po Mediolanie. Jest mnóstwo miejsc, które można zwiedzić, metro, w którym można się zgubić i wiele urokliwych kawiarni do odwiedzenia. To, co mnie urzekło lata temu to tramwaje, te stare, z wnętrzem wykończonym w drewnie, z rozpadającymi się okiennicami i chybotliwymi siedziskami w środku.