Pisarski ekshibicjonizm – czy przystoi artyście w dzisiejszych czasach?

Niektórzy pytają, dlaczego i po co powstają moje teksty, które dołączam do rysunków. Po co one w ogóle są? Czy są to wiersze, co to jest? Nie wiem, czy można je zaliczyć do kategorii wierszy, dla mnie są werbalną manifestacją tego, co czuję i myślę, kiedy tworzę. To może być dla kogoś zbyt przytłaczające albo zawierać zbyt wiele informacji z mojego życia osobistego. Nie oczekuję jednak, że każdy będzie podzielał moje romantyczne myśli o miłości i śmierci. Że przeczyta mnie jak otwartą księgę i każdy tekst, który napiszę będzie przejrzysty i klarowny. Myśli, które rodzą się we mnie nie dają mi spokoju, dopóki nie przeleję ich na papier. Ot, i cała prawda o tym, dlaczego piszę. Bo muszę.

Zastanawiam się dodatkowo, jak to się stało, że nie dziwi i nie zaskakuje już nikogo, gdy zgrabna koleżanka umieści gdzieś (możliwości jest coraz więcej) swoje zdjęcie w kostiumie kąpielowym, albo i nawet bez i to jest ok, z tym się już pogodziliśmy jako społeczeństwo. Nie dumamy za bardzo nad tym, dlaczego ktoś dzieli się z nami intymnymi obrazami swojego ciała, zdjęciami przygotowanych posiłków, pocałunków z drugą połówką, milionami zdjęć dzieci i zwierząt i wielu innych szczegółów, które przyjmujemy ze spokojem i akceptacją. W końcu tak robią wszyscy, chwalą się, demonstrują, prężą się przez obiektywem, wyginają ciała, dokumentują każdy aspekt swojego życia, jakby to było oznaką przynależności do grupy innych „dzielących się”.

Innym ważnym pytanie, które tu postawię jest, ile przystoi artyście dzisiaj? Czy może więcej, bo jest pokręcony/inny/dziwny zważywszy na swoją kreatywną naturę. Trochę, jak wąż w dżungli próbuje przetrwać wijąc się pomiędzy skrajnymi stanami swojej duszy. Samotnik wpatrzony w idealne, stadne zwierzęta przy wodopojach, na dzikich łąkach, zgromadzone w niemym przyzwoleniu na to, by były dokładnie takie, jakie są. Może to dość odległa metafora, ale w moim odczucie oddaje poziom osamotnienia, jaki może towarzyszyć artyście w procesie tworzenia. W końcu to nie jest tak, że zbieramy się jak znajomi przy ognisku i piekąc kiełbaski na kijach deklarujemy po kolei, kto co narysuje i dlaczego. Absolutnie nie! Proces tworzenia odbywa się w głowie, w samotności, w skupieniu, w wyczerpaniu, a czasem przy porannej owsiance. Płynie z wewnętrznej potrzeby, o ile nie zagłuszyliśmy jej jeszcze. Ona gdzieś tam jest w nas i płonie cichym ogniem naszej wewnętrznej pasji. Jeśli będziemy ten ogień podsycać, będziemy też tworzyć więcej. Oby nie dla poklasku i oby nie z potrzeby bycia zrozumianym, ale dlatego, żeby się nie spalić od środka.

Czy artysta może więcej? Nie wiem. Wiem tylko tyle, ile udało mi się zaobserwować uczestnicząc w artystycznym życiu innych ludzi i miejsc, z którymi się zetknęłam. Ten światek jest duszny, pełen strachu przed odrzuceniem, pragnienia bycia akceptowanym i cenionym, pełen potrzeb bycia zauważonym i adorowanym. Rzadko zdarza się, by artyści chadzali na wernisaże inne, niż swoje własne, ewentualnie bliskich znajomych. Wyrażają siebie na tyle, na ile potrafią, na ile czują, że mogą. Czasem, gdy ktoś pójdzie na całość i wyleje na odbiorcę cały zbiornik swoich myśli, to pojawiają się komentarze, że „przegiął”, „przechodzi kryzys”, „WTF”?!

Jednak panuje takie ciche przyzwolenie, które tyczy się przestrzeni wystawienniczych w galeriach, że tam generalnie można wszystko. To są takie trochę święte miejsca dla artystów, którzy w końcu mogą gdzieś pokazać skrawek swojej duszy, wystawić go na widok publiczny i wspierani przez kuratora czy też innego opiekuna czekają na aprobatę, tudzież jej brak. W galerii sztuki można krzyczeć w ramach performance’u, że wszystkich się nienawidzi i ktoś w tłumie ziewnie tylko i westchnie „ale to już było”, po czym pójdzie do domu.

Z jednej strony obserwuję pewne jakby zmęczenie i przesyt ze strony odbiorców, a z drugiej przerażenie, gdy ktoś zacznie pisać o swoich uczuciach. Nie razi nas wywód na dwie strony A4 o tym, dlaczego czarny kamień leży na białej podłodze albo czerwona nitka zwisa z sufitu, ale rysunek z dołączonym szczerym i emocjonalnym tekstem bywa onieśmielający, wprowadza w zakłopotanie i takie lekkie niedowierzanie, że w ogóle powstał i tak właściwie, to po co i dlaczego. Przecież rysunek ładny, po co go psuć?