The Art of Starvation: wiersze

Another crack in my heart

Powiedz, że to nie boli.
Powiedz na głos, wykrzycz:
Nie, to nie boli!
Złap mnie za głowę,
złap mnie za rękę.
Przestań myśleć o wszystkim,
nic nie naprawisz.

To już jest jest zepsute,
pękło w miejscu klejenia.
To zwykłe przedmioty, nic nie znaczą,
ale to pękło moje serce.
Proszę, powiedz, że to nie boli,
że to tylko powiew powietrza,
trochę zimny, trochę ciężki do zniesienia.

Pozwól, że wyjdę i nie karz mi wracać,
nie mów, że jeszcze się spotkamy.
To i tak nic nie znaczy,
same słowa nie wystarczą,
czas tylko mija,
spadają kartki z kalendarza.
Znów czkam na przystanku na autobus,
choć nie chcę jechać tam,
gdzie nikt mnie nie chce.

Rope on my neck

Tylko w snach mogę być z tobą blisko tak,
jakbym chciała.
Nie ograniczają nas rachunki,
mycie naczyń,
sterty paragonów za zakupy na kredyt.
Ten ciągły łoskot, który nazywa się życiem
zaciska mi pętlę tam, gdzie mam szyję.

Trzymam głowę prosto, choć się przewracam,
runę w sen tak, jak drzewo w lesie
w zupełnej ciszy dookoła.
Bezmiar pustki to coś, co mnie otacza,
płynę z tobą w te miejsca,
gdzie mnie już nie ma.

Fizycznie ich nie dosięgnę,
mogę próbować dotyku,
choć głód zabija we mnie tę potrzebę.
Po wybudzeniu siedzę sama
na skraju łóżka,
jak na granicy między snem i jawą

The darkness is getting darker and darker

Otworzyć oczy czasem nie wystarczy,
wstać i podnieść się to za dużo,
kilka kroków w stronę korytarza,
pusto i ciemno jest o tej porze,
włączam światło, przycisk po prawej,
nic kompletnie się nie dzieje,
usiąść na krześle pośrodku pustki
to proste – nie oczekiwać niczego.


Patrząc na kolejny wschód słońca,
prosząc o koniec,
zastanawiając się nad sensem,
myśląc o wyjściu,
kilka myśli wciąż się tli,
dopalają się świece,
kiedy wstaje słońce.
Skończyło się światło,
wszędzie pełno chmur,
jest duszno tak, że trudno oddychać,
złapać kilka haustów powietrza
graniczy z cudem.
Nie widząc początku trudno zrozumieć,
dlaczego siedzę na tym krześle,
czy to już koniec?

I hide my anger

Hoduje moją grubą skórę powoli.
Gdy jesteś obok wszystko mnie boli,
dygocze, tłamsi, rozsadza.
Ciężko trzymać w sobie detonatory,
gwiazd fajerwerki.
Proszę, pozwól mi w końcu powiedzieć,
wykrzyczeć ból i tęsknotę.
Nie wiem, jak długo jeszcze
przyjdzie mi czekać
na szczerość, brak zasłon dymnych,
na chwilę bez owijania w bawełnę.

Wściekłość rodzi się i opada,
znowu tkwię w zawieszeniu
pomiędzy tym, co chcę i muszę zrobić,
co dla mnie dobre,
co miesiącami wypracowałam,
o co walczę każdego dnia.

Somewhere Between

Mnie już tu nie ma,
żyję w zawieszeniu
pomiędzy ciałem a duszą,
między mrokiem a światłem.
Usuwam się w cień
tego, co materialne.
Wyobraź sobie świat bez ciała,
czystą niematerialność,
gdzie nikt cię nie dotknie,
nie skrzywdzi, nie nadużyje.
Świat bez spotkań, bez poczucia pustki,
bez myśli, że jesteś gorszy,
niż reszta ludzi na świecie.
Mnie już tu nie ma,
stąpam po granicy,
idę po linie
nad przepaścią.
Strącić mnie mogą
strach i zwątpienie.
Zbudować siebie na nowo
dziś znów nie potrafię.
Żyję bez fundamentów,
tak mi powiedziano.
W oddzieleniu od ciała,
jakby obce mi było.
W świecie fantazji,
gdzie ból jest pomostem,
gdzie kształtowane są
myśli, osądy i światy.
Pozwalam sobie patrzeć na to, co przede mną
nawet, jeśli jedyne, co czuję
to złamane serce.
Pustka mnie wypełnia,
gdy czuć nie potrafię.
Lepsze to, niż łamanie kołem
przez wszystkie emocje,
których wypieranie ćwiczyłam przez lata.

My mind is rolling blackouts

Zdusić głód w zarodku,
pragnienia już nie znać,
tęsknotę zapomnieć,
oduczyć się cierpienia,
wspominać łaknienie,
wyobrażać sobie piękne sny
z ostatnich nocy,
w otoczeniu ludzi,
gdzieś obok ciebie.
Już w (nie)samotności,
w chwili, gdy razem
można poczuć bliskość
choćby i wyśnioną,
nie do końca prawdziwą,
na potrzeby tęsknoty
za byciem (nie)samemu.

Feed me with hunger

Proszę, nakarm mnie głodem,
rozbij wszystkie! Talerze,
zabierz sztućce, wyrzuć widelce,
zamknij szklanki w segmencie,
potłucz patery, garnki,
pokrywkami zasłoń okna,
po schodach rozrzuć filiżanki.
Lodówkę wynieś do sąsiadów,
może oni nie mają jeszcze,
może używają inaczej.
Kuchenkę odłącz i umyj
dziurę między szafkami,
będzie czarną otchłanią
patrzeć na mnie za stołem
krzesłami obstawionymi
samotnie siedzącą.

Nie myśl, że to koniec,
początki światów są różne.
Może ten będzie taki,
jak na filmach Kieślowskiego.
Będzie tylko jeden odcień,
trochę jakby błękitny,
czy ktoś namalował już głód?
Czy głód ma swój kolor?
Chcesz, to możesz wybrać,
mam wszystkie kolory,
pomóż mi zdecydować,
gdy będę cicho stać w kącie.

***

Moje ręce już nie kwitną,
nie boję się śmierci,
boję się własnych uczuć,
ciszy i odtrącenia,
że zabraknie ciebie
i znowu usiądę na balkonie
kompletnie sama i bezsilna.
Nie kwitnie nic,
ciągle pada deszcz,
na dworze ciemno
i tylko psy wyszły na spacer.
Nie widzę zmian,
na horyzoncie płasko,
cicho, duszno, jakby parno,
nie mów mi, że coś się zmieni,
nie obiecuj, że przyjdzie jutro.
Zamiast słońca pełno chmur,
a najczarniejsze dopiero nadchodzą.