Gdzie się podziali tamci artyści, no gdzie oni są?

Zastanawialiście się może kiedyś nad tym, jakby to było pójść na uczelnię/kierunek artystyczny? Czujecie w sobie pokłady kreatywności, energii, macie dużo pomysłów na siebie i na to, jak pokazać tę kreatywność, przekuć ją w działania powiązane ze sztuką? Myślicie może, że w pracowniach artystycznych panuje niepohamowana niczym wolność twórcza, pomysły tryskają na ściany i na płótna, wszystkich przepełnia energia,a pięć lat studiów to niekończący się festyn twórczej radość? Nic bardziej mylnego.

Gdyby ktoś dzisiaj mnie zapytał, czy warto studiować malarstwo, rysunek itd itp, to musiałabym się głęboko zastanowić nad odpowiedzią. Warto podjąć studia na kierunku artystycznym, gdy nie mamy dostępu do pracowni ze sprzętem specjalistycznym i koniecznie chcemy się nauczyć technik typu akwatinta i akwaforta, które wymagają posiadania nie tylko narzędzi, ale wręcz całej pracowni. Wtedy tak, może i warto. Tylko uwaga, po skończeniu studiów rozstajemy się z pracowniami i niestety, ale możemy zostać z niczym. Mamy umiejętności, ale nie mamy gdzie ich wykorzystać. To samo tyczy się pracowni rzeźbiarskich. Chyba, że pójdziemy na studia doktoranckie i zostaniemy już na uczelni, to wtedy może nasze wykształcenie nie będzie tak bezużyteczne w przyszłości.

Rzeczywistość w pracowniach artystycznych nie polega na poszukiwaniu kogoś wyjątkowego, kto ma swój wypracowany styl, kto ma osobowość. Niestety idziemy pod prasę drukarską, zostaną nam zaimpregnowane wzorce do wypełnienia w naszych poczynaniach. Po pierwszym semestrze malarstwa nie będziemy wiedzieli, która praca jest czyja. Wszystkie zostaną wykonane tak samo. Tak, jak profesor kazał. Niebieskie kwadraty otoczone czerwonym konturem będą na nas zerkać z każdego kąta pracowni. Jeśli nie dostosujemy się do wytycznych, czeka nas rozmowa o naszym „podejściu do przedmiotu” i możliwości niezaliczenia semestru. No cóż… chcieliśmy zostać artystami, to zostaniemy. Zupełnie takimi samymi, jak setka przed nami i setka po nas.

Na zajęciach z rzeźby siedzimy wokół martwej natury, którą odwzorowujemy na płaskorzeźbach. Wszyscy to samo, wszyscy tak samo. Na przeglądzie prac można się pomylić, czyja praca jest czyja.

Zajęcia w pracowni komputerowej z projektowania graficznego wydają się mieć potencjał. Nie, tu też czeka na nas rozczarowanie. Najpierw prowadzący wyleje gorzkie żale nad tym, jaki to kiepski dizajner wygrał konkurs na logo i przez kwadrans będzie wytykał wszystkie możliwe błędy kipiąc przy tym ze złości. Czerwień na jego twarzy nie wróży nam dobrze. Potem wykpi nasze projekty, nie są w końcu zgodne z JEGO wizją projektowania. Musimy tworzyć w duchu plakatów wiszących na słupach na mieście. Jeśli zajęcia prowadzi twórca plakatów, mamy przechlapane. Nic innego nie przejdzie. Raz zdarzyło mi się doprowadzić jednego z prowadzących do dzikiej furii. Przyniosłam prace tak bardzo odbiegające od odgórnych założeń, że zaczął walić pięścią w moje biurko krzycząc przy tym, że tym razem będzie stał nade mną i patrzył mi na ręce przy pracy. Nie ma innej opcji, wzorzec musi zostać powtórzony.

Ulga przychodzi dopiero po skończeniu studiów. Odbierasz dyplom z kwaśną miną i już, możesz w końcu rysować co i jak chcesz. Nie musisz nikogo pytać o pozwolenie. Chcesz, to zmieniasz temat, kolorystykę i co tam ci tylko w duszy gra. Nie musisz malować abstrakcyjnych martwych z kwadratów. W końcu!

Co zatem zrobić? Jak zdobyć artystyczne wykształcenie? Zawsze można pójść na kurs projektowania graficznego i nauczyć się podstaw. Na płatnych kursach nikt nas nie zwyzywa od debili i nie będzie też się do nas przesadnie wdzięczył. Po prostu czegoś się nauczymy. Co do historii sztuki, to książek jest pełno, nikt nie zabrania ich czytania. Jeśli więc pasjonuje was malarstwo, to można o nim poczytać. Jest mnóstwo Źródeł, które objaśniają również podstawy technologii. Poza tym, nie oszukujmy się. W pracowni malarskiej nikt nam nie wytłumaczy, jak należy malować. Usłyszymy tylko wymagania, co i w jakiej ilości trzeba namalować. Ewentualnie uwagi o tym, jak bardzo kiepsko sobie radzimy i to tyle.

“Obrazki” dodane do tekstu to grafiki, które wykonałam w programie Adobe Illustrator.