Cykl grafik, który zatytułowałam Ja cielesne dedykuję osobom, które tak, jak ja mierzą się z blokadami emocjonalnymi. Wszystkie prace wykonałam techniką łączoną: rysunek cienkopisem na papierze, akwarele, skan, obróbka w programie Adobe Photoshop. Część prac jest w formacie A3, część w formacie A4. Efekt końcowy to grafiki, które można oglądać zarówno w wersji cyfrowej, jak również wydrukowane na papierze. Dzięki technice, którą stosuję możliwe jest nieskończone powielanie każdej grafiki, co kiedyś było czymś nieosiągalnym dla artystów, a dziś otwiera drzwi na nieograniczone dzielenie się swoją twórczością.
Aleksytymia jest pojęciem, które powstało na gruncie teorii psychoanalitycznej w latach siedemdziesiątych XX wieku, jego historia nie jest więc zbyt długa, choć — jak na tak krótki żywot — bogata. Aleksytymia narodziła się w obszarze refleksji nad psychosomatyką, skąd szybko przeniknęła do koncepcji dotyczących innych grup zaburzeń, między innymi zaburzeń osobowości czy jedzenia.
(Aleksytymia i dysocjacja, Radosław Tomalski)
Aleksytymia oznacza ubogie przeżywanie, okrojone doświadczanie wewnętrzne. Osoby, które w ten sposób funkcjonują są często określane mianem analfabetów emocjonalnych. Ja dodałam sobie jeszcze kilka innych przydomków: kaleka emocjonalny, zombi, półczłowiek, robot, maszyna, mechaniczny stwór.
Postrzegam swoją emocjonalność jako nieprawidłową. Od kiedy pracuję nad odblokowaniem emocji wahadło idzie albo bardzo w dół, albo bardzo do góry. Stany pośrednie są ok, ale nie wtedy, gdy człowiek zaczął odkrywać odloty na księżyc, magiczne podróże. Więc każde przesterowanie jest zwyczajnie fajne, przeżywanie świata staje się niekonwencjonalne.
Aleksytymię można też zdefiniować jako nieprawidłowość w funkcjonowaniu społecznym. Można szukać winnych, nazywać kogoś wybrakowanym, gorszym. Ale to nigdy nie jest wina nieszczęśnika z niepełną paletą uczuć. Tak został ukształtowany, na tyle mu pozwalano, aż zapomniał, że można więcej i bardziej intensywniej. Był jak ciągle ściszane radio, w końcu nie wiadomo, jaki program jest nadawany i ciężko usłyszeć, jaki to właściwie rodzaj muzyki. Czy to Mozart, a może jednak rock progresywny. Nie wiesz, gubisz się. Próbujesz podkręcić trochę głośność, ale ten system od dawna nie działa. A gdy po wielu próbach w końcu się udaje i pozwalasz sobie na odrobinę tego czegoś, czego już dawno nie czułeś_aś, pojawiają się bodźce z zewnątrz, że z tobą jest coś nie tak i to trzeba naprawić. Że tu za mało, a tam za dużo. Że twoje reakcje są nie takie.
W aleksytymii typu II zdolność doświadczania emocji jest zachowana, natomiast deficytowe są funkcje poznawcze. Aleksytymia typu II jest prawdopodobnie związana z traumą.
(Aleksytymia i dysocjacja, Radosław Tomalski).
Powinnam już dawno temu nauczyć się rozpoznawać i nazywać emocje, zamiast tego jestem gdzieś na końcu peletonu, człowiekiem z defektami. Człowiekiem, który chodzi na terapię i uczy się samoobserwacji
Terapeutka: Co się z panią dzieje?
Ja: Przepływają przeze mnie intensywne emocje, ale nie umiem ich nazwać.
Terapeutka: Czy to złość?
Ja:- Nie wiem…
Kluczowe dla rozwoju afektywnego jednostki, a tym samym dla siły Ja cielesnego, są więzi powstające między główną figurą przywiązania a dzieckiem. Od charakteru owych więzi zależy także rozwój zdolności do samoregulacji afektywnej oraz do rozumienia i akceptacji Ja cielesnego.
Traumy wczesnodziecięce i nieprawidłowości we wczesnej relacji z opiekunem przekładają się na nieprawidłowości w obrębie wyróżnionych funkcji Ja cielesnego.
Jednym z trwałych mechanizmów obronnych związanych z radzeniem sobie w sytuacjach wysokobodźcowych, czyli wywołujących zagrożenie, jest dysocjacja.
Poznawczy proces rozszczepiania inicjowany jest najczęściej automatycznie, mogą mu towarzyszyć wrażenie nierealności sytuacji (derealizacja) bądź własnego istnienia (depersonalizacja), poczucie opuszczenia ciała czy zmieniona percepcja czasu. Symptomy odłączenia bezpośrednio wiążą się ze stanem wyalienowania od własnych emocji i ciała.
Oprócz skłonności do patologicznej dysocjacji jako skutek traum rozwojowych wymienić należy również syndrom aleksytymii, czyli „brak słów dla emocji”.
Zaburzenia w postrzeganiu Ja cielesnego odnoszą się do interpretacji doznań w kategoriach emocji lub stanów fizycznych i do zmian w poczuciu tożsamości cielesnej, a także do regulacji emocji i potrzeb cielesnych.
Predyktorami niewielkiej siły Ja cielesnego są wysokie natężenie doświadczeń traumatycznych w dzieciństwie, wysoki poziom aleksytymii i wysoki poziom dysocjacji.
(Wczesnodziecięca trauma, aleksytymia i dysocjacja a siła Ja cielesnego,
Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała, Ewa Odachowska, Barbara Tworek)
Test ALEX 40 mówi mi, że:
– mam trudności w werbalizowaniu doznań emocjonalnych
– cechuje mnie ubóstwo wyobraźni oraz marzeń na jawie
– posiadam słaby wgląd we własne doznania emocjonalne
– definiuje mnie niska pobudliwość emocjonalna i myślenie konkretne
As heavy as my bones were
I don’t wanna feel myself get high
High, come, home, to, to
(Progress, IDLES)
Czasem zaczyna mi doskwierać poczucie nieadekwatności. Mam emocje, w końcu do mnie wracają, więc co mam z nimi zrobić? W jaką szufladę włożyć, żeby przestały być niewygodne? Kiedyś, żeby coś poczuć albo, żeby nic nie czuć stosowałam niezdrowe sposoby radzenia sobie, ale teraz z tym kończę. To wymaga odwagi, zmierzenia się z samą sobą. Uzmysłowienia sobie: taka jestem, to czuję, jestem w stanie przetrwać każdy stan emocjonalny, to mnie nie zabije.
Łatwiej odkręcić kurek z endorfinami, które dostawałam, gdy się głodziłam, gdy się krzywdziłam. Wtedy mogłam też znowu być znieczulona, mogłam być tymi 50%, które znają dobrze wszyscy dookoła.
As
light as your grace was
I don’t wanna feel myself come
down
High, don’t, come, home
(Progress, IDLES)
Aleksytymia jest globalnym zahamowaniem rozpoznawania i nazywania stanów emocjonalnych. Według definicji twórcy pojęcia — Sifneosa, jest to cecha obejmująca trzy składowe:
1) trudność w rozpoznawaniu, identyfikowaniu i opisywaniu emocji oraz rozróżnianiu
stanów emocjonalnych od doznań fizycznych;
2) upośledzenie w zakresie symbolizacji, wyrażające się w ubóstwie wyobraźni;
3) skłonność do koncentrowania się raczej na zewnętrznych wydarzeniach niż na wewnętrznych doświadczeniach
(Aleksytymia i dysocjacja, Radosław Tomalski)
Czuję się odizolowana od innych, nawet w grupie, w tłumie ludzi odbieram siebie jako kogoś spoza. Nie potrafię być do końca obecna, w środku mnie wciąż zieje ogromna pustka, która wciąga jak czarna dziura to, czego nie chcę, nie akceptuję, z czym sobie nie radzę, do czego nie przywykłam. Bardzo duża część emocji nieprzefiltrowanych przez mój mózg idzie od razu tam. Często nie mam okazji skonfrontować się z danym stanem emocjonalnym, bo on tak szybko przeistacza się w coś, czego nie ma, w mgliste wspomnienie o odczuwaniu.
To jest walka. Nierówny pojedynek z samą sobą, zaprogramowaną na nieodczuwanie. Trzeba wsłuchiwać się w siebie, żeby przełamać schematy, zanurzyć się we własną świadomość. Przestać skupiać się na emocjach innych ludzi, na bodźcach pochodzących z zewnątrz, zajrzeć w głąb siebie.
Chłód emocjonalny jest jak:
– zapominanie o tym, że mam potrzeby
– zapominanie o wsłuchiwanie się w swoje emocje, przestój w zauważaniu ich
– stopniowe wyciszanie uczuć do stanu, w którym zanikają
– niezgoda na przeżywanie emocji, które są postrzegane jako niechciane: to może być złość, smutek, żal, ale również miłość, radość i odprężenie
– życie w napięciu, oczekiwaniu na katastrofę, która może w ogóle nie nadejść
– potrzeba spełniania oczekiwań ludzi dookoła
Jeśli chodzi o dysocjację, to najszerzej przyjęta współczesna jej definicja określa ją jako częściową lub całkowitą utratę normalnej integracji pomiędzy wspomnieniami przeszłości, poczuciem tożsamości, wrażeniami czuciowymi i kontrolą ruchów ciała. Nawiązując do wprowadzonego przez Janeta podziału, można rozróżnić dysocjację patologiczną, do której zalicza się takie zjawiska, jak amnezja, depersonalizacja i derealizacja, oraz niepatologiczną, obejmującą absorpcję. Nijenhuis i wsp. rozróżnili dwa typy dysocjacji: psychologiczną i somatoformiczną.
Dysocjacja psychologiczna (nazywana też psychoformiczną) obejmuje depersonalizację, derealizację i amnezję. Dysocjacja somatoformiczna odnosi się do objawów pseudonerologicznych (zaburzenia widzenia lub słuchu) oraz objawów takich, jak globus hystericus lub znieruchomienie (behavioral freezing).
(Aleksytymia i dysocjacja, Radosław Tomalski)
Blokowanie emocji jest jak dobrze znany mi przyjaciel, który pomaga przetrwać trudny dzień. To, co się dzieje z człowiekiem przypomina trochę film science fiction, czujesz jak wsysasz niechciane stany emocjonalne, wciągasz jak odkurzacz. Wystarczy chwila, moment i znika złość, smutek, poczucie wyobcowania, pojawia się pustka.
Nie lubię siebie odciętej, ale czasem niestety tak się dzieje. Czuję się wtedy, jakbym była sparaliżowana, nie mogę się poruszać, zwieszam głowę, zastygam w jednej pozycji i mało się odzywam. To, co mówię zazwyczaj nie trzyma się kupy i jest ledwie świadomą reakcją, próbą zachowania pozorów normalności. Najlepiej byłoby, gdybym w takich sytuacjach w ogóle się nie odzywała, bo najczęściej z moich ust wychodzą największe głupoty, niedorzeczności, zdania, których nie kontroluję, których potem głęboko się wstydzę.
Wyzwalacze?
Setki, tysiące mikroszponów przeszłości, które odżywają w mojej głowi i znów jestem poza ciałem. A ono pamięta nawet wtedy, gdy wspomnienia już dawno pochowałam w czarnych skrzynkach i ich nie otwieram.
Blokowanie emocji jest wielce nieefektywnym sposobem radzenia sobie z rzeczywistością. W dzieciństwie musiałam przetrwać i moje dysfunkcyjne metody mi to umożliwiły, ale dziś trudno to, co się ze mną dzieje nazwać życiem. To bieg przez płotki, walka z przeszkodami, poskramianie potworów, które nie zawsze są realne. Więc ja teraz się staram, bardzo, ale to najbardziej z całych sił tych emocji już nie blokować. Ale jest mały haczyk, nie przy każdym mi się to udaje. Poza tym bycie sobą, to wystawianie się, jak kaczka na strzelnicy. A ja zranienia, odrzucenia boję się bardziej niż… wielu rzeczy. Że tego nie zniosę, że mi wystarczy to, co już przeżyłam do tej pory. Że boję się ludzi, relacji, miłości i bliskości. Więc buduję sobie twierdzę z murami na 10 metrów i modlę się, żeby nikt tej twierdzy nie zdobył.
Ogarnia mnie smutek, gdy znowu idę jak zaprogramowany robot i nie potrafię się zbliżyć do drugiego człowieka. Choć próbuję i w głowie układam piękne scenariusze, jakby to było doznać dotyku, ciepła i czułości, to… w rzeczywistości niewiele z tego może się wydarzyć. Wycofuję się ciałem, jakby ktoś mną sterował, pociągał za sznurki przyczepione do głowy, rąk i nóg, tułowia. Znowu magiczna sieć sznurków odciąga mnie od możliwości poczucia, jak to jest być z kimś blisko bez wszechogarniającego strachu.
Tak, strach przed bliskością jest jak stara wersja Windowsa wgrana do mojej głowy, niby się aktualizuje, ale wywala błędy i jako użytkownik tegoż oprogramowania jestem ograniczona jego ograniczeniami. Robię w kółko jedno i to samo. Odsuwam się, uciekam wzrokiem, uciekam fizycznie. To jest silniejsze ode mnie. Potem, gdy paraliż już minie, pojawia się fala wstydu i zalewa mnie od stóp do głów. Wstyd nigdy nie mija. Trzyma mnie kurczowo powodując napięcie w każdym możliwym miejscu i wypełniając moje oczy smutkiem.
Terapeutka: Co oznacza dla pani miłość?
Ja: Przemoc, cierpienie, samotność, poświęcanie się… Bicie smyczą przez Babkę w bardzo wczesnym dzieciństwie odcisnęło we mnie piętno, które nadało kształt mojemu życiu.
Ale co z bajką o kopciuszku i księciu? Co ze Śpiącą Królewną? Przecież ona na końcu się budzi i odjeżdża razem z zupełnie nieznanym jegomościem w kierunku zachodzącego słońca. Happy End.
No nie, to zupełnie nie ma sensu! Ona nie wie, co robi. Powinna uciekać w drugim kierunku, schować się za krzaki i poczekać, aż zdezorientowany książę skieruje się w stronę najbliższej tawerny, żeby ugasić pragnienie.
Najlepiej, gdyby w ogóle się nie obudziła. Życie we śnie nie jest najgorsze, to też trwanie, to jeszcze nie jest śmierć. Zawsze mnie zastanawiało, co czują ludzie w śpiączce, czy są uwięzieni w piekle Dantego, czy może budują równoległy wymiar dla siebie na czas wytchnienia od świata? To przecież takie piękne, pogrążyć się w marzeniach i udawać, że tam, za drzwiami nie czeka na nas prawdziwe życie.
Nie, jego nie ma. Każde wyjście za próg niesie ze sobą ryzyko. Nie wychodź, proszę cię, nigdzie nie idź, możesz nie wrócić.
Terapeutka: Co pani teraz czuje, co się z panią dzieje?
Ja: Przepływają przeze mnie silne emocje, ale nie umiem ich nazwać.
Znowu to, tabelka z emocjami wydrukowana z internetu nie pomaga. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Dreszcze w ciele, przyjemne, nieprzyjemne, napływające fale ciepła, mrowienie. Co to jest do diaska? Znowu czuję się wybrakowana, niepełna, zepsuta. Analfabeta emocjonalny, tak siebie nazywałam do niedawna. Aż dotarło do mnie, jak bardzo jest to krzywdzące. Przecież to nie moja wina, że w dzieciństwie nie mogłam wyrażać swobodnie emocji, że byłam tak temperowana, żeby być tym idealnym grzecznym dzieckiem. Niekoniecznie sobą, akceptowalną wersją z pustym spojrzeniem utkwionym w jakimś punkcie, z ciałem, które wydaje się być obce, z umysłem oddzielonym od reszty jestestwa.
Blokada emocjonalna towarzyszy mi od wczesnego dzieciństwa. Już wtedy odkryłam ten jakże prosty i magicznie działający mechanizm, który raz po raz odzierał mnie z tego, kim mogłam się stać. Ograniczył we mnie człowieczeństwo, zaprogramował na proste odruchy, stłamsił spontaniczność, odebrał radość życia. Wtłoczył lęk do głowy, serca i duszy. Teraz, gdy blokuję emocje, serce tłucze mi się w piersi i nie wiem, najczęściej nie wiem, co tym razem mi umknęło, a czasem robię to całkowicie świadomie.
Był taki moment, że odblokowałam ból i smutek i bardzo chciałam wtedy umrzeć. Myślałam, że tego nie zniosę. Nie mogłam spać ani jeść, to był koszmar. Teraz na szczęście mam leki i po nich śpię, przynajmniej najczęściej tak jest. Z jedzeniem bywa różnie. Zbyt dużo mechanizmów steruje moim ciałem, a ja jakbym stała obok i na to patrzyła i nie do końca rozumiem, jak to właściwie funkcjonuje. Bo, że funkcjonuje, to już wiem, ale jak wyrwać się z tego schematu, to nie mam bladego pojęcia.
Przestałam wyznaczać sobie terminy. Widzę, że z lękiem przed drugim człowiekiem będę się mierzyć jeszcze długo. Chciałabym, żeby ktoś mnie oswoił, ale zmiana musi wydarzyć się we mnie. Uciekam więc myślami daleko od tego problemu i tylko czasami konfrontuję myśli z rzeczywistością. Staram się nie zastanawiać zbytnio, szukać odpowiedzi. Pogodziłam się z tym, że aktualnie jestem bezsilna wobec starej wersji Windowsa. To ona rządzi, ja się tylko przyglądam. Naprawdę nie umiem inaczej. Bardzo bym chciała, żeby ktoś zmienił ten nudny już serial na inny. Taki, w którym się nie boję i zachowuję, jak w scenariuszach, które układam w głowie. Mówię otwarcie, czego chcę, nie uciekam, nie odsuwam się, nie zachowuję się jak turysta we własnym ciele. Nawiązuje prawdziwy, namacalny kontakt ze sobą i innymi. Łatwiej jest mi z osobami, które ledwo znam. Im dłuższa znajomość, tym większy nacisk, żeby być z kimś bliżej, a ja tym bardziej się odsuwam. Chce mi się krzyczeć z bezsilności, ale nic nie jestem w stanie zrobić.
– Jak się pani czuję z tym przytulaniem? – pyta Terapeutka.
Długo się broniłam, myślałam, nie, to nie dla mnie. Teraz sama wyciągam ręce do prawie obcych mi osób, żeby choć na chwilę znaleźć ukojenie, pocieszenie, kilka sekund bezpardonowej czułości. Dziwne rzeczy się dzieją w tym czasie, niektórzy sprawdzają moje kości, czy i jak bardzo wystają. Plecy, trzymają, głaszczą, niektórzy sprawdzają żebra. Dziwnie, błogo, dziwnie. Ja też lubię dotyk kości, pociesza mnie, gdy je czuję. Im twardsza jestem na zewnątrz, tym mniej można mnie zranić, tym większą kontrolę zachowuję nad swoim ciałem. Mniejsze ryzyko przywiązania, zminimalizowane ryzyko bycia zauważoną. Czasem chciałabym zniknąć, czasem udaje mi się schować za kimś, za czymś, w tłumie ludzi, w tramwaju, usunąć się na siedzenie, znieruchomieć, nałożyć kaptur na głowę w za dużej kurtce, wsunąć ręce do kieszeni, słuchawki w uszy, odciąć się, zamilknąć, świat milknie, nie ma mnie, nic nie ma.